
„Pani komisarz nie znosi poezji” to pierwsza powieść Georgesa Flipo z cyklu o komisarz Lancier. Świetna, zabawna, napisana lekkim stylem, z misternie skonstruowaną fabułą i dobrze dobranymi bohaterami. Kryminał humorystyczny, gdzie rzeczywiście co rusz wydarzenia mrożące krew w żyłach przeplatają się z uśmiechem na twarzy czytelnika. Autor miał bardzo dobry pomysł na książkę i wykorzystał go w stu procentach. Żadnych niedociągnięć, niedomówień, nie traktuje czytelnika jak człowieka głupiego i nie wykłada kawy na ławę, ale krok po kroku przedstawia fakty i buduje intrygę, którą możemy rozwiązywać wraz z panią komisarz. A to jest postać wręcz genialna! Zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałam rozpoczynając lekturę. Nie wiem czemu, ale miałam w głowie obraz pięknej, wysokiej, zgrabnej laski, co to podwładnymi rządzi twardą ręką i nie da sobie w kaszę dmuchać. A tymczasem Viviane Lancier to kobieta przy kości, wiecznie na diecie, radosna ale smutna i szczęśliwa w swoim nieszczęściu, albo odwrotnie. Nie jest idealna. Ma swoje wady i zalety, słabości, ulubieńców, w pracy błyskotliwa i inteligentna, ale zdarzają się jej również potknięcia. Jej podwładni to grupa mężczyzn o różnych, często skomplikowanych charakterach, a już ten nowy Monot to całkowite zaskoczenie. Wymuskany, piękny i jeszcze poezję recytuje. I jak tu biedna pani komisarz ma zapanować nad tym wszystkim?! Nie dość, że śledztwo skomplikowane, to jeszcze wszechświat się sprzysiągł i robi jej na złość, wykorzystując do tego nawet duchy.
Georges Flipo spisał się na medal. Stworzył niebanalną historię kryminalną, dobrze poprowadzoną, przemyślaną, z nietuzinkowymi bohaterami i akcentami humorystycznymi. Intryga jest na tyle skomplikowana, że nie pozwalała mi się domyślić rozwiązania zagadki, choć oczywiście swoje pomysły miałam. Jednym słowem, jest to świetna lektura, która zapewni rozrywkę na lato, gwarantując mile spędzony i dobrze wykorzystany czas. A ja już niecierpliwie czekam na kolejną część przygód komisarz Lancier.