![]() |
znalezione na tumblr |
Pierwszy odcinek dziewiątego sezonu The Big Bang Theory jest przeciętny. Lepszy od wielu odcinków sezonu ósmego, słaby jak na premierę i beznadziejny jako kontynuacja wątków z finału.
UWAGA SPOILERY
Pierścionek Sheldona okazuje się prezentem od jego matki. Jest to rodzinna pamiątka i Mary Cooper dała go synowi, w nadziei, że ten wręczy go Amy, najpewniej w charakterze pierścionka zaręczynowego. Kiedy dowiaduje się, że Amy zerwała z Sheldonem, prosi syna by mimo wszystko go zatrzymał, bo może kiedyś się jeszcze przyda. W ogóle cały odcinek kręci się wokół dwóch wątków – rozstania Amy i Sheldona oraz ślubu Penny i Leonarda. Jedno i drugie to katastrofa. Sheldon nie rozumie, dlaczego Amy go rzuciła, nachodzi ją, dopytuje czy już się zastanowiła co dalej, a dziewczyna ma tego serdecznie dość. I tak krótko można streścić tę część odcinka. Z kolei Penny i Leonard pojechali wziąć ślub w Las Vegas, ale wykupili pakiet z opcją przekazu internetowego (facepalm), dzięki któremu przyjaciele będą mogli zobaczyć na żywo całą ceremonię. Naprawdę czego ci Amerykanie nie wymyślą! Tuż po ślubie dochodzi do kłótni nowożeńców, o pocałunek Leonarda z kobietą o imieniu Mandy. Niby Penny nie ma nic przeciwko, ale jak zaczynają wchodzić w szczegóły, to noc poślubna kończy się wielką awanturą, a każde z małżonków wraca do swojego mieszkania. (Pozwoliłam sobie przeczytać opisy kolejnych odcinków na iMDb i wynika z nich, że jednak ślub będzie ważny, nawet zorganizują Leonardowi wieczór kawalerski, czyli wszystko jak zwykle).
No cóż spodziewałam się dużo ciekawszego rozwiązania sprawy z pierścionkiem, a nie zwykłej historii rodzinnej. Scenarzyści poszli na taką łatwiznę, że bardziej się nie dało. Penny z Leonardem to już mają wpisaną kłótnię w związek i chyba żadna decyzja z nimi związana nie może się obejść bez awantury. Bernadette i Howard właściwie nie istnieli w tym odcinku, chociaż Howard miał dobre ze dwie sceny. Nie wiadomo co z dziewczyną Raja, bo chociaż on się pojawia w odcinku (choć marginalnie), to o Emily nie ma ani słowa. Stuart jak zwykle wkurzający – mogliby go wreszcie usunąć z domu Wolowitzów. A przy okazji dom matki Howarda, należy teraz do niego i Bernadette, można by to zaznaczyć zmianą wystroju – były nawet w poprzednich odcinkach jakieś pojedyncze wstawki, że ścianę wyburzą, sprzątanie garażu – można by wreszcie wprowadzić te zmiany w życie, bo obecny wystrój pasował do domu jego poprzedniej właścicielki, a nie młodego małżeństwa. Wiem, czepiam się.
Podsumowując, The Big Bang Theory oglądam już z przyzwyczajenia. Ani to śmieszne, ani nijakie. Jest bo jest, a trwa tylko dwadzieścia minut, to akurat zdążę paznokcie pomalować. Błagam niech scenarzyści zaczną wreszcie myśleć jak w pierwszych sezonach, bo w tej chwili nie da się tego oglądać. Jeszcze trochę i osiągną efekt jak finałowy dziewiąty sezon How I met your mother , który był gwoździem do trumny całej produkcji, a mam nadzieję, że jednak TBBT w ten sposób nie skończy. A przypominam, że zamówiony już jest dziesiąty sezon i na tym miejmy nadzieję producenci poprzestaną.